piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1

Wsiadłem do autobusu, który pojawił się równo o siódmej dwadzieścia. Nie mogłem nic poradzić na to, że i tak spędzę godzinę na świetlicy. Autobus prowadził tylko jeden kurs i nie miał zamiaru dostosowywać się do moich wymagań. Nie miałem także co liczyć na rodziców. Nasz samochód, który już powinien być oddany do muzeum, nie przejechałby nawet kilku metrów, co mówić o prawie dwóch kilometrach?

Usiadłem na jednym z pustych miejsc. Jak codziennie przez kilka lat, wszystkie odważniejsze osoby witały się ze mną, a ja im nie odpowiadałem. No bo w sumie, za kogo oni się uważali? Tak, może byłem trochę wredny ("trochę" to małe niedopowiedzenie), ale po prostu nie miałem ochoty.

Nagle autobus zatrzymał się na jednym z przystanków (co mnie akurat nie zdziwiło), ale wsiadł chłopak, o tak cudownej urodzie, że nie mogłem powstrzymać się przez bezustannym patrzeniem. Kruczoczarne, zmierzwione włosy opadały lekko na czoło. Oczy przykrywały dość duże, czarne okulary. Idealnie zarysowana szczęka i nieśmiały wzrok, było w nim coś co mnie przyciągało. Głos w mojej głowie kazał mi przestać lampić się w niego jak w posągi bożków i odwróciłem głowę z powrotem do okna.

Po chwili usłyszałem cichą prośbę.

- Mogę tu usiąść? - spytał delikatnym, otulającym moje uszy głosem. Jestem pewien, że gdybym teraz stał, czułbym, jak ziemia się pode mną zapada. Zagryzłem policzek od wewnątrz i uniosłem jedną brew. Czułem, że jeśli ustąpię od razu coś się stanie. Coś w stylu na przykład; stracenia sławy, czego nie chciałbym doświadczyć.

- Może jednak wybierz sobie inne miejsce? - odparłem pytaniem na pytanie. Ociekało sarkazmem na kilometr i miałem nadzieję, że to wyczuje. - A jak nie, to stój, tego nikt ci nie zabroni - dodałem cicho się śmiejąc. To nie tak, że ciągle byłem wredny, tylko dla osób ze szkoły. Nawet nie wiedziałem dlaczego. Ot tak, po prostu, denerwowali mnie wszystkim i po pewnym czasie przestałem być miły dla kogokolwiek. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak nadal stał, tylko tym razem ze spuszczoną głową - nie rozumiesz? Usiądź gdzie indziej - dodałem trochę głośniej przez zaciśnięte zęby.

- Ale inne miejsca są zajęte - powiedział cicho, a ja poczułem jak chyba pierwszy raz w życiu na moje policzki wpływają rumieńce. To uczucie w ogóle mi się nie podobało, co spowodowało jeszcze większą nienawiść do chłopaka. Odpuszczając, klepnąłem lekko miejsce obok mnie i odwróciłem się w stronę okna. Ah, to będzie najdłuższa podróż do szkoły.

Kiedy wysiadłem z autobusu, była prawie siódma czterdzieści. Zdjąłem kurtkę do szafki i chwyciłem plecak kierując się w stronę świetlicy, kiedy dopadł mnie Niall. Nazywam go moim "kumplem od papierosa".

- Kogo my tu mamy. Tomlinson, dobrze, że jesteś. Muszę zajarać, mam pierwszy angielski, a ta baba się na mnie uwzięła, nie przeżyję tej lekcji, albo prędzej pierdolnę ją w twarz i odpuści sobie - powiedział oburzony kierując się ze mną w naszą "skrytkę", czyli miejsce, gdzie nikt poza nami nie zagląda.  Zaśmiałem się cicho - no co?

- Mówisz tak chyba przed każdą lekcją, czy nie możesz wymyślić sobie innej wymówki na każdego nauczyciela? - spytałem, a on odpowiedział mi krótkim sarkastycznym śmiechem - ah naprawdę zabawne, Tomlinson.

- I mała prośba - klepnąłem go w plecy - przestań ciągle mówić na mnie Tomlinson - odparłem oburzony. Nienawidziłem, kiedy tak perfidnie wykorzystywał moje szybkie wzburzanie się.

- Tak jest, Tomlinson - zaśmiał się głośno, a ja go popchnąłem także się śmiejąc, kiedy bezwładnie upadł. Potem paliliśmy papierosa, aż do momentu, kiedy delikatna mżawka nie sprawiła, że pojawił się u mnie lekki katar. Przekląłem tą cholerną pogodę i jesień nadchodzącą "wielkimi krokami".

Po dzwonku udałem się pod klasę, w której zwykle prowadzona jest świetlica. Nauczycielka, niewiele starsza ode mnie (no dobra, może o kilka lat), długo nie pojawiała się pod klasą. Wszyscy byliśmy już zebrani. Wtedy go dostrzegłem. Chłopaka z autobusu. Czyli tak będą zapowiadały się te jakże "miłe" poniedziałki? Od początku roku szkolnego minął prawie trzeci tydzień, a ja już przeczuwałem, że to będzie okropny rok.

Spóźniona nauczycielka przyszła po około pięciu minutach.

- Dobrze, żeby nie przedłużać, pójdziemy na salę i pogramy w siatkówkę, a ci co nie będą chcieli, siądą i będą dopingować - takim cudem już po chwili zająłem miejsce jak najdalej od ludzi. Wtedy mój wzrok powędrował na pole do gry. Ta oferma naprawdę zamierza grać?

wtorek, 11 listopada 2014

Prolog

Wiecie jak to jest, kiedy jest się najpopularniejszą osobą w szkole? Może nie przedstawiałbym tego w samych superlatywach, lecz sądzę, że jest to bardzo dobre miejsce, szczególnie dla mnie. Jedynym i chyba największym minusem było to, że nie miałem jednego najlepszego przyjaciela, tylko wielu kumpli, którzy nie mogli mi go zastąpić. No i oczywiście masę lasek, które są na każde moje skinienie.

W domu już nie było tak cudownie, dlatego właśnie cieszyłem się z popularności w miejscu publicznym. Rodzice wymagali ode mnie tego, że będę się bardzo dobrze uczył. Oczywiście, że robiłem tak, jak każdy nastolatek, na początku w ogóle się nie uczyłem, a pod koniec drugiego semestru poprawiałem na tróje. Chociaż tyle.

Niestety pech chciał, że nasza chemiczka, która była spoko babką i pozwalała nam dosłownie na wszystko, poszła w tym roku na zwolnienie. Przyszła do nas jakaś nowa nauczycielka. Widać było już po samym jej zachowaniu, że jest cholernie wymagająca, co potwierdziły jej słowa na samym początku pierwszej lekcji.

- Ostrzegam was, nie wiem, jak było z poprzednią nauczycielką, lecz u mnie nie będzie tolerowane lenistwo. Macie pracować cały rok na ocenę jaką was stać - oznajmiła nam blondynka w krótkich włosach. Szacuję, że jej wiek wynosił ponad trzydzieści lat. Możliwe, że bliżej było jej do czterdziestki.

Podsumowując, czeka mnie naprawdę miły rok nauki tego jakże cudownego przedmiotu, albo chciaż spróbowanie zrozumieć tych dziwnych nieokreślonych reakcji i działań.

piątek, 4 lipca 2014

Epilog

Liam stoi przyklejony do ciała Zayna. Zimny wiatr smaga ich policzki, na których pojawiają się purpurowe rumieńce. Nie widać ich, ze względu na porę dnia.

Wszyscy Londyńczycy wychodzą na ulice. Ustawiają petardy i czekają. Odliczają do północy. Wiadomym jest to, jak bardzo czeka się na nowy rok. Tak i oni nie posiadają się z radości i ekscytacji, kiedy zegar wskazuje dwudziestą trzecią pięćdziesiąt dziewięć.

Trzy...

Dwa...

Jeden...

Zero!

Wszystkie fajerwerki wystrzelają w tym samym momencie. Liam nie wie co się dzieje, bo dzieje się to za szybko, ale tuż po chwili na jego wargach, znajdują się malinowe usta Malika. Od razu oddaje pocałunek lekko się przy tym uśmiechając. Delikatnie zagryza jego dolną wargę. Po chwili się od siebie oddalają na długość łokci.

- Szczęśliwego Nowego Roku Liam. Kocham cię. Chcę, aby ten rok był dla ciebie niesamowity - mówi Zayn mocno go do siebie tuląc. Nie zwracają uwagi na masę ludzi. Ich kończyny są ze sobą splątane.

- Szczęśliwego Nowego Roku Zayn. Też cię kocham - odpowiada Liam kolejny raz wpijając się w usta Malika. Czekoladowe oczy świecą, a jeszcze jeden pocałunek, nie jest dla nich przeszkodą.

~*~
Haha, wiem, że tak z innej beczki z tym nowym rokiem, ale co tam! Koniec Ziama :) Dziękuje za przeczytanie i za 4100 wyświetleń.

Rozdział 5

Liam ma dość ojca i tego, jak go traktuje. Jest pewien, że nie zasługuje na to. (Zayn mu to uświadamia). Więc kiedy kolejny raz zdarza się taka sytuacja, Payne powiadamia kuratorkę o jego zachowaniu. Kolejna rozprawa sądowa, zakazuje Geoffowi spotykania się z synem. Zostaje zamknięty na dziesięć lat więzienia. Liam w końcu jest spokojny.

Lecz nie do końca...

Ciągle martwi go to, że Zayn się okalecza. Już nie tak bardzo jak kiedyś, ale nadal to robi. Payne sądzi, że może już nazywać kruczowłosego swoim przyjacielem. Wiedzą o sobie wszystko. No prawie wszystko. Ale wiadomym jest to, że każdy ma sekret, o którym wie tylko on sam.

Liam widzi kolejne rany na nadgarstku starszego. Siedzą w jego pokoju. Właściwie spędzają tam każdą wolną chwilę. Mimowolnie zaczyna cicho płakać. Po jego policzku sączy się jedna, słona łza.

- Liam, co się dzieje? - Zayn od razu reaguje. Do tej pory cisza była zakłócana tylko cichymi oddechami obojgu. Może to dziwna przyjaźń, ale lubili czasem siedzieć w ciszy. Nie robić nic, tylko się w nią wsłuchiwać, albo patrzeć na siebie. Szczególnie to ostatnie Liam lubił najbardziej. Uwielbiał podziwiać idealną twarz Mulata. Jego czekoladowe tęczówki, malinowe usta, idealnie zarysowaną szczękę oraz włosy, które lekko opadały mu na twarz.

- Boli mnie to - mówi cicho kolejny raz łkając. Nie potrafi wydusić nic innego. Jest zły na Zayna, ale i zarazem chce by byli szczęśliwi... razem. Payne od razu odgania od siebie tę myśl. Malik przybliża się do bruneta, ten od razu czuje to samo uczucie w podbrzuszu, którego nie może od siebie odgonić. Już wie co to za uczucie i jest przerażony. Zakochał się.

- Co cię boli Li? - pyta delikatnie, przytulając się do niego. Mięśnie młodszego znacznie się spinają pod dotykiem ciepłych rąk Malika. A jednak chce zostać w tym uścisku na zawsze.

- Że nadal to sobie robisz - teraz to Liam czuje, jak Zayn spina się po tych słowach. Jego ruchy są strasznie niepewne, a uścisk znika z ciała Payne'a. Brunet cicho wzdycha na jego reakcję i spuszcza głowę. - Nie rozumiesz Zayn, że jeśli sobie to robisz, to nie boli tylko ciebie, ale mnie także? Jeśli tak bardzo zależy ci na żyletce, weź mój nadgarstek i go potnij. Będę czuł się tak samo, jakbyś ty się ciął, bo to boli mnie także.

Zayn nie odzywa się długą chwilę. Uporczywie myśli, tak samo jak Liam. Po kilku minutach milczenia Malik przytula się do bruneta. Trwają w tym uścisku dość długi czas. Żaden z nich nie zamierza się odklejać.

- Już nie będę, obiecuje - i jest to ostatnie zdanie, jakie Mulat kieruje w jego stronę tego dnia. Nie to, że nie ma ochoty rozmawiać, on woli ciszę. Tak samo jak brunet. Jednak Liam zauważa w jego zachowaniu coś dziwnego.

Payne leży wtulony w jego klatkę piersiową, słyszy delikatnie przyśpieszone bicie serca. Pakistańczyk bawi się jego włosami, a brunetowi w ogóle to nie przeszkadza. Ich nogi się splatają i w takiej pozycji Liam zasypia. Śni o najcudowniejszym locie. O wzbiciu się w przestworza, kiedy Zayn nadal bawi się jego włosami mrucząc cicho jakąś melodię.

- A może jednak jest w tym coś niesamowitego? - Liam cicho szepce układając głowę na ramieniu Nialla i patrząc się na ludzi idących do pracy. Na zwykłe drzewa, które powiewają w wietrze. Dzieci, które grają w klasy. 

- Ale co jest niesamowite? - pyta Horan, a jego głos wydaje się być stłumiony. Jego brwi złączają się, choć Liam nie może tego dostrzec. Niall zamyka oczy wsłuchując się w gwar uliczny. Uwielbia Londyn, kiedy trawa jest zielona, a słońce tryska energią.

- Zwykła rzeczywistość, a tak nieprzeciętna - odpowiada cicho i po chwili zamyka oczy.

~*~
Jakoś lubię ten rozdział, szczególnie koniec, nie nawiązuje do tekstu, ale mi się podoba haha
Dziękuje wspaniałej @JustJustine19 za zainspirowanie mnie.
To ostatni rozdział, jeszcze tylko epilog :) x

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 4

- Czemu to robisz? - Liam ponownie pyta Zayna, kiedy za pierwszym razem nie słyszy odpowiedzi. Wie, że Malik wini się za coś, czego prawdopodobnie nie zrobił. Albo coś w ten deseń. Jest Aniołem, który nie zrobił nic złego, a jednak się wini.

- Zabiłem własną siostrę - mówi cicho i chowa twarz w dłoniach. Liam nie wie jak przyjąć to do świadomości. Chce wyjaśnień od starszego, czegokolwiek, co sprostowałoby tą sytuację. Od razu go przytula i szepce do jego ucha "jestem pewien, że nie zrobiłeś tego umyślnie Z". Pierwszy raz stosuje skrótu do jego imienia.

- Miałem sześć lat. Zawsze obserwowałem, jak tata odpala samochód, co robi i pytałem go o szczegóły. Niby nic w tym nienormalnego. Pewnego razu kiedy pojechaliśmy do miasta z Waliyhą. Miała wtedy ledwo rok. Zostawili ją pod moją opieką, bo chcieli coś załatwić, a ona spała. Była zima, więc zostawili kluczyki w stacji, żeby działało ogrzewanie. Wtedy wpadłem na głupi pomysł, żeby się przejechać. Jakimś cudem przeżyłem, Waliyha nie. Zabiłem ją, przez swoją nieumyślność. Potem rodzice ciągle zachowywali się, jakby nie chcieli mnie znać. A kiedy zabrano mnie do Domu Dziecka, bo miałem "złą opiekę", nagle zaczęli się o mnie troszczyć. Powiedziałem o trzy słowa za dużo i teraz jestem sam - dokończył, a po jego policzkach sączyły się łzy.

- Nie jesteś sam.

- Jestem. Rodzice już nie chcą mnie znać, ostatni raz odwiedzili mnie osiem lat temu. Nie mam przyjaciół, z nikim nie potrafię nawiązać kontaktów - Liam mocno go przytula. Zaczyna delikatnie gładzić jego plecy, aby ten mógł się uspokoić.

- Jesteś tego pewien? - pyta odsuwając się od chłopaka na długość ramion. Malik delikatnie kiwa głową. - Słuchaj, przez całe dwa lata, nie powiedziałem nikomu o tym, co tak właściwie leżało mi na sercu. Przez dwa cholerne lata, nie powiedziałem nawet tyle, ile teraz przez te kilkanaście minut. Poza tym, jak możesz twierdzić, że nie umiesz nawiązać kontaktów, skoro rozmawiasz ze mną już jakiś czas? Zayn, nie doceniasz samego siebie - mówi Liam delikatnie podburzony, dlatego jego głos lekko się unosi i jest znacznie szybszy. Zauważa, że Malik chce go przytulić, ale nie wie, czy nie jest to wbrew Liamowi.

Chłopak od razu go przytula i trwają w długim uścisku. Żaden nie zamierza odklejać się od drugiego. Po pewnym czasie Payne także zaczyna płakać.

- Dziękuje Liam, jesteś niesamowity - pierwsze słowa pochwały jakie słyszy od kogokolwiek. Czuje dziwne uczucie w brzuchu. Nie umie tego nazwać, ale wie, że na jego policzki wpływa dość mocny rumieniec.

- To ja dziękuje Zayn, za wysłuchanie mnie - po chwili milczenia, które nie jest niezręczna, Malik idzie do siebie. Liam zakłada pidżamę i kładzie się do łóżka. Już nie płacze tak jak każdej nocy, lecz normalnie zasypia. W pewnym momencie coś budzi go ze snu. Lekko szturcha jego ramię i szepce cicho.

- Liam... Liam, przyśnił mi się koszmar. Mógłbym-mógłbym spać z tobą? - pyta niepewnie Zayn, a jego czyny wydają się być niesamowicie urocze dla Payne'a. Młodszy lekko kiwa głową podnosząc pościel. Zimne powietrze owiewa jego nogi. Po chwili Liam odwraca się do niego tyłem, a Malik jest strasznie niepewny. Zakłada rękę na jego ciało lekko go przytulając. Brunet lekko się spina, ale Zayn tego nie czuje.

- Liam? Liam?! - Niall cicho szepce nad uchem starszego. Payne cicho odmrukuje, czekając kontynuacji ze strony Horana. - Wiesz.... To trochę dziecinne, ale boję się spać sam. Nie umiem zasnąć - mówi cicho.

- Właź do mnie, będziesz spał ze mną - odpowiada cicho. Niall bez zawahania kładzie się obok niego. Liam już prawie zasypia, kiedy słyszy Irlandzki głos niebieskookiego.

- Liam? - Payne znowu odmrukuje, czekając na reakcję drugiego. - Dobranoc.

- Dobranoc.

- Dobranoc Zayn.

- Dobranoc Liam.

~*~

Mogłabym prosić o trochę dłuższy komentarz? xx Dziękuje za 4k wyświetleń :)

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 3

Ciemne oczy wpatrują się w Liama z ciekawością, ale i strachem. Ich kolor zlewa się z źrenicami, więc Payne nie zauważa, jak bardzo rozszerzone są. Brunet chwyta delikatnie lewy nadgarstek drugiego. Nie wie właściwie czemu to robi, ale nie słysząc protestu ze strony drugiego, ogląda nacięcia.

Jego ruchy są delikatne. Nie zamierza mu zrobić krzywdy. Nie zamierza zrobić krzywdy nikomu, kto na nią nie zasługuje.

- Czemu to robisz? - pyta cicho, a kruczowłosy przyciska szmatkę z powrotem do nadgarstka. Chowa go pod rękawem długiego swetra i przyciska mocno. Zaciska knykcie tak, że aż bieleją pod naciskiem, lecz szybko je zluzowuje czując piekący ból.

- Nie - mówi tylko, a brwi Liama złączają się, kiedy słyszy to jedno słowo. Nie rozumie. Po policzku drugiego chłopaka cieknie jedna łza - nie chcę zawracać ci czasu - dodaje po chwili lekko się jąkając. Dla Payne'a, dźwięk jego głosu jest idealny. Chciałby słyszeć go zawsze. W dzień i w nocy. Wyrzucił z głowy te myśli.

- Uwierz mi, że wolę czas spędzać z tobą niż moim umysłem sam na sam - odpowiada i delikatnie prowadzi chłopaka w stronę jego pokoju. Wchodzą do pomieszczenia. - Liam Payne - mówi nagle brunet, a drugi chłopak patrzy na niego w niezrozumieniu. - Tak się nazywam - dodaje.

- Zayn Malik - odpowiada chłopak. Brunet siada na łóżku zachęcając drugiego, aby usiadł przy nim. Tuż po chwili siedzą obaj w ciszy. Nie jest to niezręczna cisza. Jest błoga dla obojgu. Ale Mulatowi przypomina się, że nie przyszedł tu siedzieć i patrzeć się na idealną twarz Liama, tylko opowiedzieć mu o tym.

Mimo wszystko, cisza nadal trwa.

Zayn zauważa, że Liam przez jakiś czas, ciągle trzyma się za brzuch i lekko zaciska szczękę, jakby chciał ukryć ból. Przed Zaynem nic się nie ukryje. Przynajmniej tak twierdzi.

- Co z twoim brzuchem? I ramieniem? - pyta. Zauważa lęk w oczach młodszego. Nie wie czemu, ale przybliża się do niego i kładzie rękę na jego policzku. Wszystko co wykonuje, jest spowodowane impulsem. Liam czuje się pewniej, lecz nie jest w stanie wydusić choćby słówka. Po chwili jednak przełamuje się.

- To ojciec. Bije mnie od dwóch lat - twarz Payne'a jest skamieniała. W jego oczach nie widać ani jednej kropli łzy. Jakby stracił uczucia, choć to nie jest do końca prawdą. Jego wzrok ugrzązł gdzieś na podłodze. Nie jest w stanie go podnieść głowy, aby spojrzeć na Zayna. Ten dwoma palcami, delikatnie, ale zmusza go do podniesienia głowy. Ich oczy się krzyżują.

- Jak to, nadal cię bije? Przecież jesteś tutaj - pyta zmartwiony chłopak. Nie jest z Liamem na tyle blisko, ale przez to, że oboje znajdują się w tym samym miejscu, dobrze rozumieją się nawzajem. Malik wie co przechodzi Payne, choć nie do końca to rozumie, a brunet nawet nie mając pojęcia, rozumie drugiego.

- Dzisiaj byłem z kuratorką na spotkaniu z nim. Poszła oglądać dom i wtedy mnie walnął w ramię i brzuch. Pamiętam jego słowa. Wypalają mi myśli - mówi. Zayn lekko się obrusza. Jest zdenerwowany zachowaniem ojca Liama. Nie chce tego tolerować, ale nie do końca wie, jak mu pomóc.

- Jakie słowa? - na początku nie zwraca uwagi na to, że Payne był tam z kuratorką. Pierwsze co wychwytuje to właśnie to, że ojciec Liama mówił do niego coś, co on zapamięta prawdopodobnie na długi czas.

- "Jeśli piśniesz choćby słówko, to wtedy nie będę tak delikatny" potem mnie uderzył i skomentował "To za twoją orientacje, pedale". Potem kiedy usłyszał, że Belatrice idzie w naszą stronę, usiadł i zachowywał się jakby nigdy nic się nie stało - Zayn patrzy na niego z niedowierzaniem.

- I za to cię bił? - pyta, a jego twarz jest zdziwiona. - Za to, że jesteś homoseksualny? - dodaje po chwili kiedy Liam nie reaguje. Lekko kiwa głową spuszczając ją po chwili.

- Nie myślałeś nigdy o tym, że mógłbyś być innej orientacji? Że... lubisz chłopców? - pyta Louis zaciekawiony. Jego uśmiech znika z twarzy i przypatruje się młodszemu chłopakowi. Śledzi każdy jego ruch. Nie może się powstrzymać od zagryzania nerwowo wargi. Liam długo zastanawia się nad odpowiedzią. Ale nic nie wpada mu do głowy, więc przysuwa się do starszego chłopaka. Wpatruje się w jego morskie oczęta i układa rękę na jego policzku. Jego wargi po chwili lądują na tych Tomlinsona i oboje trwają w pocałunku dłużej niż minutę. W tej właśnie chwili, Liam uświadamia sobie, że jest gejem. Albo przynajmniej jest biseksualny.

~*~

Choć nie do końca podoba mi się ten rozdział, wstawiam go. Z okazji tego, że jesteście tacy kochani i otrzymałam od was tyle ciepłych słów, rozdział jest dłuższy.

wtorek, 1 lipca 2014

Epilog

- Niall! - Zayn krzyknął jak najgłośniej tylko się dało, aby Irlandczyk go usłyszał. Odwrócił się w jego stronę, a jego źrenice przyozdobione niebieskim znacznie się rozszerzyły. Nie zwracając uwagi na bagaże zaczął biec w jego stronę potykając się o własne nogi.

Kiedy znaleźli się od siebie dosłownie pół metra, ich wargi się złączy w namiętnym pocałunku. Horan lekko westchnął. Tak bardzo brakowało mu Malika. Jego radość była nieopisana.

- Następnym razem na wakacje do mojej rodziny jedziesz ze mną - powiedział stanowczo przytulając swoje wątłe ciało do klatki piersiowej Zayna. Głowę schował w zagłębieniu szyi Malika, a brunet zaczął bawić się końcówkami jego włosów.

- Wytrzymasz ze mną do następnych wakacji? - spytał z uśmieszkiem Zayn tak naprawdę bardzo ciesząc się, że usłyszał te słowa od młodszego. - Tęskniłem cholernie. Nawet nie wiesz, jak pusto jest w domu bez ciebie.

- Za to moja mama wiele się o tobie nasłuchała - zaśmiał się blondyn.

Z głośników na peronie nagle wydobyła się piosenka Bruno Marsa - Treasure. Zayn uśmiechnął się przypominając sobie, kiedy odwoził Nialla do jego poprzedniej pracy i przy tej piosence zrzucił swoją maskę. Zaczął lekko kiwać się w jej rytm.

- Jesteś moim skarbem - powiedział Zayn i mocniej przycisnął Nialla do siebie, a po jego policzku pociekła łza.

Uratował go. Jego celem było uratować tego pewnego siebie dupka i to właśnie zrobił.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 2

Decydująca rozprawa orzekła, że Geoff, jeśli będzie chciał, będzie się mógł widywać z Liamem tylko raz, na dwa tygodnie i to pod opieką kuratora. Tak, Liam oficjalnie zamieszkał w Domu Dziecka i nie mógł nic na to poradzić. Zapewne nikt z rodziny nie chciałby go nawet przygarnąć. Kto chciałby taką łajzę w rodzinie?

Brunet strasznie się stresuje. Dzisiaj ma odwiedzić swojego ojca ponieważ on sobie tego życzył. Mimo wszystko, Liam nie zaprzecza. Twierdzi, że nie przeszkadza mu ten fakt, że ojciec bił go przez ostatnie dwa lata. Po prostu się przyzwyczaił. Więc czemu te nerwy?

Nikt ich nie zauważa, ponieważ przez życie, Liam stał się dobrym aktorem. Zachowuje kamienną twarz, kiedy razem z Belatrice wsiadają do auta. Podziwia widoki, a po jego prawym policzku cieknie łza. Niezauważenie ją wyciera. Nie ma zamiaru tłumaczyć się ojcu, ani Belatrice z mokrego policzka.

- Liam! - wita go radośnie Geoff. Płowowłosa kobieta lustruje jego zachowanie. Zaciska mocno szczękę i powstrzymuje się od komentarza. Może i jest tylko pracownikiem placówki, ale wkłada w tę pracę całe swoje serce. - Wiesz, chciałbym cię przeprosić za wszystko - ściska go mocniej, a wszystkie mięśnie Liama się napinają. Nie wierzy w prawdomówność swojego ojca.

Zapada grobowa cisza. Po chwili Geoff miło proponuje herbatę dla Belatrice. Ona tylko delikatnie kiwa głową, prosząc przy tym o filiżankę czarnej. Siadają na kanapie, a Liam nadal jest spięty. Starsza kobieta wie, co on przechodzi. Nie ma zamiaru komentować niczego.

- Chciałbym porozmawiać na chwilę z Liamem, czy mogłaby być taka możliwość? - pyta z nadzieją Geoff wchodząc z herbatą do salonu, a Peattles - bo tak ma na nazwisko kobieta - marszczy czoło tak, że jej brwi lekko się stykają.

- Nie jestem w stanie tego panu zakazać, ale mam za zadanie pilnować chociaż w tej chwili Liama. Ufam jednak, że nie zrobi mu pan krzywdy. Obejrzę resztę domu - kiedy siwooka odwraca się, na ustach Geoffa pojawia się ten uśmieszek, którego chłopak się spodziewał. Kiedy jej kroki docierają aż na samą górę, mężczyzna wstaje i podchodzi do Liama.

- Jeśli piśniesz choćby słówko, to wtedy nie będę tak delikatny - szepce wprost do jego ucha z zaciśniętymi zębami. Czekoladowooki potakuje lekko głową, po chwili ją spuszczając. Wymierza dość mocny cios w jego lewe ramię i brzuch. - To za twoją orientację, pedale - chłopak zwija się z bólu. Słysząc kroki, które zmierzają po schodach na dół, Geoff zasiada na swoim miejscu. Liam przestaje się krzywić mimo bólu, a jego twarz ponownie przyozdabia kamienny wyraz.

- Rozumiesz Liam, więc chciałbym cię po prostu za to wszystko przeprosić. Za to, że byłem tak niedobrym ojcem - "kończy" swoją przemowę Geoff. Liam już wie, po kim jest takim dobrym aktorem. Belatrice stoi w progu. Młody Payne lekko kiwa głową nikle się uśmiechając.

- Rozumiem tato - pierwsze słowa jakie wypowiada od kilku dni są największym kłamstwem jakie wypowiada. Przecież, po pierwsze; on nie rozumie, dlaczego jego ojciec to robi. Po drugie; nigdy nie powiedział do niego "tato", chyba, że miał mniej niż sześć lat. Peattles się krzywi. Nie wie czy ma wierzyć w szczerość tej rozmowy. A Liama nadal boli.

Wracają do teraźniejszego domu czekoladowookiego. Chłopak od razu zmierza w stronę swojego pokoju. Nie chce z nikim rozmawiać. Niestety potykając się o własne nogi trafia na chłopaka o najcudowniejszej urodzie oraz oczętach, które dopełniały jego nieskazitelność. Były nawet piękniejsze od tych Nialla. Idealnie zarysowana szczęka...

Ramię chłopaka jednak po zderzeniu z pięknookim boli jeszcze bardziej, więc chłopak lekko syczy bólu. Ścierka, której wcześniej nie zauważył w ręku drugiego upada na podłogę i widać na niej czerwono-bordowe plamy.

- Mamo, a czemu ta pani ma tyle bransoletek na ręku? I są tam jakieś rany - krzywi się mały Liam wskazując palcem na blondynkę. Ma dopiero pięć lat i niewiele wie o otaczającym go świecie. Dryfuje w swojej różnokolorowej bańce.

- Ta pani jest Aniołem. Ale Aniołom na ziemi nie wiedzie się najlepiej. Tutaj są krzywdzone, jeśli nie od środka, to od zewnątrz. Ale takie Anioły starają się przetrwać na ziemi, ale zbierają całą winę na siebie, zadając sobie rany, tak jak ta pani.

- Ale czemu chowa te winy? - pyta zaciekawiony. 

- Nie chce by ktokolwiek jej pomógł. Woli uporać się z tymi problemami sama, nawet jeśli upada. Im więcej ran, tym więcej bólu tej osoby, jaki chce sobie zadać. Jeśli Anioły nie wytrzymują na ziemi, odchodzą.

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 1

Liam dokładnie pamięta dzień, w którym kobieta zabrała go z domu nie zważając na protesty chłopaka. Pamięta ostatnie słowa swojego ojca, lecz one są najbardziej rozmazane. "Wszyscy mnie popamiętacie! A ty Liam, jeszcze z tobą nie skończyłem". Oczy kolejny raz tego dnia zapełnione są łzami. Czemu nie potrafi być silny? Widzi kolejną pięść, którą Geoff próbuje wymierzyć w stronę niczemu winnemu chłopakowi, ale w porę się opamiętuje, kiedy kobieta komentuje jego naganne zachowanie.

Razem z Belatrice - bo tak nazywa się kobieta w starszym wieku - odjeżdżają od miejsca, w którym Liam spędził najgorsze lata swojego dzieciństwa. Bo przecież był jeszcze dzieckiem, prawda? Nastolatek, czy nie. Piętnaście lat to za mało by uważać się za nie wiadomo kogo. Starsza pani wciąż próbuje nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Lecz ciemnooki nie ma zamiaru się odzywać. Ostatni raz odezwał się w szkole, kiedy nauczycielka go o coś spytała. I tak była to zbywająca odpowiedź.

Po dziesięciu minutach jazdy docierają pod niedużą placówkę. Coś na kształt szkoły, ale to było coś innego. Ogrodzenie wiło się ponad chmury, ale Liam nie czułby się tam bezpiecznie. Czułby się tam jak w więzieniu. Dlaczego więc teraz każą mu tam mieszkać?

- Słuchaj Liam, dopóki sprawa się nie rozwiąże będziesz musiał tutaj mieszkać - mówi z cichym westchnieniem. Ma wrażenie, że chłopak jej nie słucha, ale jej wrażenie jest mylne. Payne chce wiedzieć na czym stoi i nie ma zamiaru lekceważyć kogokolwiek, kto ma mu do powiedzenia coś ważnego. Tak naprawdę, Liam nie lekceważy nikogo.

Idą razem w stronę placówki. Buty Liama miarowo obijają się o chodnik tworząc rytm. Twarz chłopaka spowita jest boleścią i smutkiem. Ale nikt tego nie zauważa. Albo nie chce zauważyć. W tych czasach, nikt nie chce zauważyć cierpienia innych, ponieważ sam patrzy tylko na swój czubek nosa zamartwiając się swoimi błahymi problemami. Tylko nieliczni są w stanie wyciągnąć rękę.

Kiedy Liam wchodzi, od razu widzi pełno twarzy. Niektóre są mniejsze i pulchniejsze, niektóre dojrzalsze i jakby wychudzone, z brakiem energii. Mimo tego, że nawet najmniejsze dzieci maskują swój ból uśmiechem, jest on na ich twarzach. Nieczysty i przenikający, ale mimo wszystko chcą być twarde i silne. Nie to co Liam, który już dawno się poddał.

Otrzymuje pokój i stwierdza, że nie jest aż tak źle. Biel i szary, to kolory w nim przeważające. Liam lubi takie połączenia, zawsze lubił. Ale i tak nie zwracał na to zbytniej uwagi. Po prostu położył się na łóżku i zaczął cicho łkać. Kruchy i bezsilny. Czemu się taki stał?

- Wiesz, będzie mi ciebie brakowało, Niall - mówi zmartwionym głosem Liam kolejny raz przytulając przyjaciela. - Naprawdę musisz wyjeżdżać do Irlandii? - pyta z nadzieją w głosie. Ma nadzieje, że chłopak się rozmyśli i zostanie  z nim, i znowu będą grać w bezsensowne gry video.

Liam kiedyś mówił więcej. Ba! Nawet się uśmiechał...

- Wiesz dobrze, że tam mam zapewniony byt. Tutaj nie udało się moim rodzicom, więc musimy wracać. Uwierz mi, chętnie bym został, ale nie mogę. Też będę tęsknić.

Akurat.

- Obiecujesz, że będziesz pisał i dzwonił? Kiedykolwiek? - oczy Liama zabłyszczały. Już nigdy go nie zobaczy. Nie zobaczy jego farbowanych, zawsze zmierzwionych włosów. Lazurowych ocząt, które same prosiły się o to by je namalować lub uchwycić na zdjęciu. Niall lekko kiwnął głową zapewniając, że nigdy o nim nie zapomni.

- A jednak, zapomniałeś i zostawiłeś mnie z tym wszystkim samemu - mówi Liam i po chwili zasypia. Nienawidzi Nialla oraz Geoffa. Nienawidzi całego świata i tego, jak ludzie potrafią być okrutni. Nienawidzi zapewnień, obietnic, których się nie dotrzymuje. Nienawidzi.

Rozdział 8

- Hazz, to ty? - spytał bardzo znajomy dla Zayna głos i w tej chwili chłopak zamarł. Po chwili drobna postać pojawiła się w drzwiach i także nie wiedziała co ze sobą zrobić. Harry poszedł po ubrania dla Zayna więc zostali sami. Atmosfera robiła się napięta i żaden z obojgu chłopaków nie wiedział co ma zrobić.

- Znalazłem jakieś ubrania, nie są najlepsze, ale tylko te były czyste - dopiero w tej chwili Niall zoriętował się, że Zayn jest cały ubłocony. Styles chyba wyczuł napiętą atmosferę i dopiero po chwili uświadomił sobie, że to był ten Zayn. Ten, o którym Niall wypowiadał komentarze, jakie nigdy nie skierował do żadnego chłopaka.

- Wiesz... Chyba jednak pójdę już - powiedział Malik chcąc wyjść z pomieszczenia, ale Harry podszedł do niego i wcisnął w jego ręce ubrania, każąc mu tym samym przebrać się w nie. Więc tak zrobił. Ściągnął płacz, który nie był ubłocony, ponieważ był rozsunięty. Potem ściągnął koszulkę, a nogi Nialla nagle zrobiły się jak z waty. Umięśniony brzuch Zayna sprawił, że Horan ledwo co przełknął ślinę. Mimo tego, że starał się patrzeć w inną stronę, jakiś magnez ciągnął jego oczy właśnie tam.

Zayn szybko założył podkoszulek czując parzące spojrzenie Irlandczyka. Niestety koszulka była zbut mała i opinała jego klatkę. Chyba, że była tak specjalnie skonstuowana. Mimo wszystko, czuł się w niej niewygodnie.

- Więc może... Herbaty? - zaproponował Harry chcąc rozluźnić panującą atmosferę, ale za cholerę nie wiedział jak. Nawet nie wiedział co zdarzyło się przedwczoraj pomiędzy dwójką, ponieważ Niall był tak zapłakany, że nie był w stanie powiedzieć mu czegokolwiek. A kiedy już przestawał płakać i stwoerdzał, że już nie ma czym płakać, zaczynał płakać znowu. Po jakimś czasie nawet sam nie wiedział czemu.

- Nie, ja naprawdę będę już musiał iść - wziął brudną koszulkę i zwinął ją w kłębek - oddam ci ją, kiedyś - powiedział cały czas kierując słowa do Harry'ego. Wiedział, że Niall i tak je zignoruje. Nie wiedział, że Horan tak naprawdę łykał słowo po słowie chcąc rozpłakać się tam na miejscu.

- Co teraz będziesz robił? - spytał nagle nieprzytomny Niall, a po jego policzku pociekła łza. Zayn już miał się ugiąć widząc słoną ciecz na jego policzku, ale w porę oprzytomniał. Nie chciał znowu padać "ofiarą" młodszego. 

- Jak na razie wyjeżdżam. Nie martw się nie zobaczysz mnie już - uśmiechnął się nikle. Tak naprawdę nie był to szczery uśmiech. Był wymuszony i nieszczery i było to widać na kilometr. Mimo, że Niall się na niego nie patrzył, widziedział, że był wymuszony.

Zayn długo nie słyszał odpowiedzi. Więc powolnymi ruchami zaczął zakładać płaszcz. 

- Do zobaczenia Niall. Mam nadzieje, mimo wszystko - powiedział Malik, jego oczy nikle zaświeciły w świetle jakie padało z żyrandola. Mimo wszystko, tego jak bardzo chciał zostać i wpić się ponownie w wąskie usta Nialla, ruszył w stronę drzwi. Jego kroki nie były miarowe. Coraz bardziej zwalniał. Czuł na swoich plecach palące spojrzenie Nialla i Harry'ego. Zacisnął oczy i chwycił klamkę.

- Kocham cię - dwa słowa, które sprawiły, że zatrzymał każdy swój ruch, a jego mięśnie się spięły. Powoli się odwrócił nie będąc pewnym czy się przwesłyszał. 

- Coś mówiłeś? - spytał patrząc prosto w lazurowe oczy Blondyna. Nadzieja jaka się w nich pojawiła, była niesamowita. Brąz i niebieski skrzyżowały się, tworząc gorącą falę ciepła u obu.

- Kocham cię Zayn. Może nie jestem najlepszym przykładem na chłopaka, ale chciałbym być twoim. Wiem, że spieprzyłem wszystko po kolei. Co z tego, do cholery, że zachowywałem się jak dupek. Kocham cię Malik - powiedział pewny, lecz spuścił głowę.

Łzy stanęły w oczach Zayna. Podszedł spokojnym krokiem w stronę Horana i podniósł jego głowę dwoma palcami, tak, że ich oczy znów się skrzyżowały - Każdy popełnia błędy Niall. - Powiedział i wpił się w wilgotne wargi Irlandczyka. Poczuł delikatnie słonawy posmak spowodowany łzami, ale nic nie zepsuło im tej chwili. Nawet Harry, który patrzył się na nich z maślanymi oczami.

- Ach, miłość - skomentował, a Zayn i Niall uśmiechnęli się przez pocałunek.